Menu główne

Ślepy tor

(Zam: 07.07.2013 r., godz. 16.39)

Mało kto dziś już pamięta postać pisarza Stefana Grabińskiego – twórcę, jak to określano, horroru kolejowego. Wspaniała narracja jego opowiadań wciąga czytelnika w sam środek mrocznych, psychologicznych, ale też fascynujących wydarzeń.

Opowiadanie "Ślepy tor", które było zekranizowane przez Teatr Telewizji już dawno temu, opowiada o pasażerach pociągu, który jedzie w określone, realne miejsce. Pasażerowie śmieją się, rozmawiają, jak to w pociągu podczas podróży. Sytuacja staje się bardziej nieprzewidywalna, gdy zamiast zwykłego konduktora, bilety zaczyna sprawdzać tajemniczy karzeł w mundurze kolejarza. Informuje podróżnych, że właśnie miała miejsce katastrofa kolejowa. Wykoleił się pociąg, a ten, którym jadą musi w związku z tym zmienić trasę przejazdu. Ale skład, w którym się znajdują podąża w stronę „ślepego toru”, gdzie już nie zajeżdżają żadne pociągi.
– Co będzie, jak ten ślepy tor się skończy – pyta jeden z bohaterów.
– Już nic – odpowiada karzeł – koniec podróży.

Okazuje się, że ta katastrofa kolejowa była właśnie katastrofą składu, w którym znajdują się bohaterowie opowiadania. A ów „ślepy tor” jest alegorią śmierci, podążania w jej kierunku.

Stefan Grabiński pisał dużo i refleksyjnie. Jego literatura przepełniona jest wrażeniami, emocjonalnymi pejzażami. Literaturoznawcy określili go mianem polskiego Edgara Allana Poe – amerykańskiego mistrza prozy gotyckiej i romantycznej, który jest ikoną literatury światowej po dziś dzień. Stefan Grabiński jest natomiast zapomniany. W Polsce rzecz jasna. W USA w antologii opowiadań z pogranicza fantastyki i science fiction, wydanej całkiem niedawno, bo po 2010 r., znaleźli się obok siebie najlepsi amerykańscy noweliści. Wśród nich są również opowiadania naszego rodzimego pisarza. I w dodatku Grabiński okrzyknięty został po tym wydaniu nowel pisarzem niezwykłym. Przez amerykańskich recenzentów literatury i czytelników. U nas nie ma go nawet w spisie lektur szkolnych, jako przedstawiciela polskiej fantastyki.

Piszę o nim dlatego, ponieważ jego proza zawsze wywoływała we mnie wrażenia. Kiedyś nawet byłam niejako pasażerem w pewnym pociągu - rodem z opowiadania. Pamiętam tę sytuację dokładnie. Miałam jechać na egzaminy z literatury i psychologii do Wrocławia. Zimowy świt. Ośnieżone pociągi dla zaspanego studenta wyglądały tak samo, jak i sam dworzec – wszystko jak ze snu. Wsiadłam do wagonu. Zajęłam miejsce. Mój pociąg ruszył. Dziwiło mnie co prawda, że nie ma w nim młodych ludzi, którzy o tej porze z pewnością powinni zmierzać ku wrocławskim uczelniom. Z drugiej strony uznałam, że może ja jadę dziś dość wcześnie. Podróżowałam zatem, pogrążona w myślach. Za oknami padał śnieg. Była połowa lat dziewięćdziesiątych. W tej podróży czułam się jakoś niezwykle i nawet opuścił mnie stres egzaminacyjny. Jakbym znalazła się w innym świecie, chociaż byłam w nudnym wtedy dla mnie pociągu. Odczułam jednak po pewnym czasie, że pociąg jedzie za długo, jak na trasę, którą miałam pokonać ze Świdnicy do Wrocławia. Miałam przymknięte oczy. Czułam, jak pociąg najpierw toczy się swobodnie po szynach, a gdy już zbliżał się do kresu swojej wędrówki zwalnia powoli. W końcu zatrzymuje się na stacji. Pisk żelaznych kół i stop.

Otwieram oczy. Patrzę dokoła. Cisza. Żadnego gwaru wrocławskiego dworca. Żadnych ludzi. Do przedziału wchodzi konduktor.
– Jesteśmy na miejscu – oświadcza.
– Dziękuję – odpowiadam. I wstaję, biorąc swoją studencką teczkę z materiałami powtórkowymi na egzamin. Dziwi mnie co prawda fakt, że o docelowej stacji powiadamia mnie osobiście konduktor. Gdy idę przez korytarz, otacza mnie cisza i pustka. Okazuje się, że nikogo oprócz mnie w pociągu nie ma. Dlatego właśnie przyszedł konduktor i oznajmił, że koniec trasy. Wychodzę na zewnątrz…

I patrzę, zaskoczona. Znajduję się na małej stacyjce głęboko w górach. Dokoła ośnieżone szczyty. Ośnieżony zegar na dawnej, poniemieckiej stacji w kutych ornamentach pokazuje godzinę szóstą rano. Ciemno. Latarnie dworcowe, jeszcze w starym, poniemieckim stylu odbijają światło padającego śniegu. Wyjątkowo piękny widok. Rozglądam się jednak poważnie zaskoczona. Nie wiem, czy to, co widzę to prawda. Jest tak pięknie, a jednocześnie zadaję sobie pytanie: gdzie Wrocław? W oddali śnieżna mgła, za którą z lekka przebija jakiś niewidoczny jeszcze promień słońca. Poświata poranka. Okazało się, że zamiast na egzamin na uczelnię dotarłam do małego miasteczka na pograniczu Gór Izerskich na Dolnym Śląsku w okolicach Jeleniej Góry. Stojąc w płatkach padającego śniegu, na pustej brukowanej stacyjce kolejowej, zorientowałam się dopiero wtedy, że wsiadłam do niewłaściwego pociągu, który pojechał w przeciwnym kierunku, niż do Wrocławia.

Wtedy przypomniałam sobie opowiadanie Stefana Grabińskiego. To był mój „ślepy tor”. Ale jakże piękny.

Daria Galant

Statystyka oglądalności strony

Strona oglądana: 1262 razy.

UNIA EUROPEJSKA

Baner Kapitał ludzki - Narodowa Strategia Spójności Fundacja rower.com Unia Europejska - Europejski Fundusz Społeczny

Publikacja współfinansowana ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dane teleadresowe

SIĘ DZIEJE
Wyszkowski Inkubator Pozarządowy

ul. 1 Maja 23a/C, 07-200 Wyszków
e-mail: redakcja@siedzieje.org.pl
www: http://siedzieje.fundacjanadbugiem.pl

Kontakt:
Artur Laskowski, tel. 691-801-220
e-mail: artur@rower.com

Kierownik projektu:
Karol Kretkowski, tel. 603-943-596, karol@rower.com
Fundacja rower.com
ul. 1 Maja 23a/C, 07-200 Wyszków
http://fundacja.rower.com


Copyright

Projekt: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl