Kino, którego nie ma
(Zam: 06.02.2012 r., godz. 19.30)Od dłuższego czasu podejrzanie często na wyszkowskim tzw. mieście przy różnych okazjach słyszę nagminnie powtarzane stwierdzenie – „żeby w takim Wyszkowie nawet kina nie było”... Tego typu żale, wygłaszane często tonem skrywanej pretensji, mimowolnego pogodzenia się z rzeczywistością, są tylko w pewnej mierze słuszne, a samo stwierdzenie na szczęście prawdziwe nie jest.
W Kinie „Wschód” po raz pierwszy zobaczyliśmy Andrzeja Kmicica w kreacji Daniela Olbrychskiego w „Potopie” Jerzego Hoffmana, francuskiego aktora Pierra Brice’a w roli słynnego wodza Apaczów Winnetou czy bohaterów legendarnego, dziś nieco zapomnianego, westernu „Soldier Blue”. Kino Stare wzbogaciło nasze wspomnienia jeszcze o postacie Forresta Gumpa, Shreka, Jurka Kilera czy Jacka i Rose z „Titanica” Jamesa Camerona. Budynek kina był przez wiele lat sceną dla koncertów miejscowych muzyków, ale także m. in. zespołu Dżem czy wielu grup szantowych. Tam także przez lata miała swoje miejsce siedziba wyszkowskiego sztabu Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
I choć budynek cały czas istnieje, zewnętrznie pewnie ma się nawet dużo lepiej niż wcześniej, to nie ma w nim już słynnych skrzypiących foteli i ekranu projekcyjnego. Obecnie służy miejscowej ludności jako dyskoteka. Fakt sam w sobie, w znaczeniu kulturowym, oczywiście deprecjonujący. Obiekt wspomnień, swoistego drugiego, nierzadko lepszego, życia wielu mieszkańców Wyszkowa zmienił się w miejsce, które odwiedza się zazwyczaj w pośpiechu, by spotkać się ze znajomymi, zabawić bez zobowiązań i intelektualnego wysiłku. Ale nie to jest najbardziej przygnębiające. Wyszkowskie kino w ostatnich latach swojej działalności cieszyło się dosłownie śladową frekwencją, co oznacza, że także większa część z tych, którym tak bardzo go „brakuje” też już do niego nie chodziła. Powstała dyskoteka – lubiana i odwiedzana.
Ale kino żyje. W małej niepozornej salce Wyszkowskiego Ośrodka Kultury, w hutnikowskim żargonie nazywanej „salą kameralną” mieści się kino dokładnie w tym samym duchu. Nadal nazywa się Kino Stare, ma co prawda tylko 30 foteli, ale za to wygodniejszych, a atmosfera pozornej ciasnoty wydaje się sprzyjać filmowej kontemplacji. Repertuar, wbrew pozorom, jest bardzo szczegółowo dobierany. Tworzy się go na zasadzie klasycznego kompromisu, w wymiarze którego częściej wyświetlane filmy komercyjne zarabiają na tytuły bardziej ambitne. W tym miejscu koniecznie trzeba nadmienić, że pomimo przewagi lekkich produkcji typu filmów o Harrym Potterze czy ekranizacji kolejnych części sagi „Zmierzch”, w wyszkowskim kinie wyświetlono praktycznie wszystkie najbardziej znaczące tytuły filmowe 2011 roku. Mogliśmy obejrzeć oscarowe „Jak zostać królem”, „Black Swan”, najnowszy film Petera Weira „Niepokonani” czy polskie „Sala samobójców”, „Kret” i „Czarny Czwartek”.
Jednak Kino Stare to obecnie coś więcej niż tylko projekcie repertuarowe. Od kwietnia 2010 roku działa w nim Wyszkowski Dyskusyjny Klub Filmowy, forma niegdyś bardzo popularnych spotkań, podczas których uczestnicy oglądają wybrany film, po czym dyskutują na jego temat, w naszym mieście niepraktykowana od lat. Niby wszystko jest oczywiste i stanowi łakomy kąsek dla kinomanów, okazję do poszerzenia swojej wiedzy o filmie i przekazania jej innym, a jednak z perspektywy czasu stwierdzam, że prowadzone przeze mnie zajęcia zamiast stać się czymś popularnym – w końcu nawet ci nastawieni najbardziej pragmatycznie mogą obejrzeć film za darmo – stały się jakiegoś rodzaju awangardą, dostępną tylko dla tych, którym się chce, są kompetentni i w dodatku nie zmęczeni całotygodniową pracą.
Dla lepszego zobrazowania tego wrażenia posłużę się pewnym przykładem sprzed pół roku. By popularyzować DKF dwa razy zorganizowaliśmy go w ramach filmów repertuarowych. Za drugim razem, na projekcję filmu „Niepokonani” przyszło wyjątkowo dużo osób, praktycznie wszystkie miejsca były zajęte. Tradycyjnie przygotowałem krótki wstęp przed filmem i zachęciłem do dyskusji po sensie. Niektórzy byli zaskoczeni moją obecnością, ale wszyscy słuchali z uwagą. Film choć długi też trzymał widzów w dużym skupieniu. Zazwyczaj po tego rodzaju seansach siedzi się jeszcze chwilę po zakończeniu, jakby wydostanie się z filmowej rzeczywistości zajmowało trochę więcej czasu i wymagało powrotnego przyzwyczajenia się do rzeczywistości. Nie pamiętam w swoim życiu przypadku, w którym ludzie opuszczaliby salę projekcyjną w takim pośpiechu, jak stało się to wtedy. W momencie pojawienia się na ekranie napisów końcowych, cała sala, jak na wystrzał startera, poderwała się ze swoich miejsc, zupełnie jakby zarządzono natychmiastową ewakuację. Zostało tylko kilka osób, stałych bywalców DKF.
Zawsze kiedy wspominam tę sytuację zastanawiam się nad rodzajem strachu, jaki dopadł wtedy tych ludzi i zmusił do pospiesznej ucieczki. Przypominam sobie dzień, kiedy wraz z Panem Arturem Laskowskim podejmowaliśmy decyzję o stworzeniu tej inicjatywy. Najprawdopodobniej obaj chcieliśmy wtedy przede wszystkim dać wyszkowianom szanse na odkrywanie filmowego świata na lokalną, swojego rodzaju intymną skalę, ale także mieliśmy nadzieję, że da się tę formę pracy powiązać z innymi, bardziej popularnymi rodzajami działalności kulturalnej, tak by aktywizować społeczeństwo na większą skalę. Wobec takich sytuacji, wydawać by się mogło, że pomysł ten ponosi porażkę.
Ale jest i pozytywna konstatacja. W ciągu blisko dwóch lat działalności wyświetliliśmy w cyklu comiesięcznym 16 filmów. Nasz repertuar jest bardzo szeroki i reprezentuje spektrum kina od cenionych pozycji kina współczesnego jak: „Oszukana”, „Pokuta” czy „Miasto ślepców” do absolutnych klasyków X muzy - „Okno na podwórze”, „Stracony weekend” czy „Bulwar Zachodzącego Słońca”, dzieła, które nawet w tematycznej telewizji są emitowane bardzo rzadko. Filmy Hitchcocka, Wildera, Mandokiego, Eastwooda czy Weira pobudzają nie tylko do dkf-owej dyskusji, ale także do refleksji nad sprawami bieżącymi, nad osobistymi problemami. Na nasze spotkania przychodzi stałe grono około 10 osób, z których większość uczestniczy w nich w ramach wyszkowskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Zatem w jakimś stopniu udało się rozszerzyć użyteczność tych spotkań, uczynić je częścią większej całości, będąc cały czas otwartym na innych uczestników. Może jeszcze nie na oczekiwaną skalę, ale jednak.
W Wyszkowie kino nie tylko JEST, ale także jest w szczególny sposób. Filmowa materia w naszym mieście podlega bowiem dyskusji i analizie, dzięki czemu nie jesteśmy skazani na bezrefleksyjny repertuar komercyjny. Oczywiście wobec tak niskiej frekwencji, ktoś kto do kultury podchodzi w sposób skrajnie pragmatyczny, a takich osób w naszym mieście niestety nie brakuje, mógłby zapytać, czy to się w ogóle opłaca. W aspekcie materialnym oczywiście się nie opłaca. Mamy jedynie nadzieję, że istnieje dostatecznie wiele aspektów niematerialnych, które udało nam się stworzyć. Jak chociażby ten, że śmiało możemy powiedzieć wszystkim malkontentom, że w takim Wyszkowie jednak kino jest i że w każdej chwili może zniknąć, jeśli tylko będą chcieli i pozostaną ślepi i głusi na kulturę, żyjąc w przeświadczeniu, że powinna im zostać podana ze śniadaniem do łóżka.
Piotr Płochocki
Komentarze
Dodane przez Piotr W-W, w dniu 19.03.2012 r., godz. 20.11
Ciekawy artykuł, wciągający i uświadamiający nieświadomych. Dzięki Piotrze :)
Napisz komentarz
- Treść komentarza powinna być związana z tematem artykułu.
- Komentarze ukazują się dopiero po uzyskaniu akceptacji administratora.
- Komentarze naruszające netykietę nie będą publikowane.
- Komentarze promujące własne np. strony, produkty itp. nie będą publikowane.