Czesław Miłosz – Zwierciadło wątpliwości
(Zam: 30.10.2013 r., godz. 17.01)Osobliwy to urok naszych czasów, iż tak duża część społeczeństwa z tak wielką zajadłością licytuje się na temat tego, kogo i jaka polskość jest bardziej wartościowa. A właściwie, czyja polskość jest, a kogo polskość kompletnie nie istnieje, wykorzystując tylko „patriotyczną” maskę do realizacji różnego rodzaju zewnętrznych interesów. Osobliwe to czasy, bo poszukiwanie Polaka idealnego, wzorca poświęcenia i oddania ojczyźnie, wiodą głównie do postaci, które obowiązkowo oddały swoje życie na ołtarzu wolności i których ofiara miała być potem na długo zapomniana, a często wręcz pogardzana.
W jakiś dziwnie oczywisty sposób termin „Polaka pod warunkiem”, kogoś kto mógłby legitymować się właśnie tego typu postawą, swoistego zwierciadła polskich wątpliwości, a jednocześnie zajadłego ich krytyka, nasuwa mi na myśl Czesława Miłosza, człowieka renesansu i swoistego eklektyzmu nie tylko wiedzy czy ambicji, lecz także emocji, a przede wszystkim pewnej niespotykanej umiejętności łączenia ze sobą niekiedy bardzo wyrazistej ambiwalencji sądów i przekonań.
W notach biograficznych, chociażby tylko w popularnych serwisach internetowych, często spotykam się ze stwierdzeniem, iż w latach powojennych Miłosz aktywnie wspierał reżim stalinowski. Oczywiście w perspektywie „biało-czerwonego” patriotyzmu stawia to jego reputację w świetle czerwonym, jakiegoś rodzaju zdrajcy i konformisty, który z dużą swobodą byłby w stanie przystosować się do każdych politycznych warunków, aby tylko miał możliwość tworzenia. Właśnie ta moralna wątpliwość czyni jego postawę i wybór, jakiego w jej konsekwencji dokonał, szczególnie ciekawym.
Czesław Miłosz w 1945 r. postanowił podjąć współpracę z nowopowstałą władzą, w wyniku czego znalazł się na placówce dyplomatycznej w USA. Ten przedziwny epizod, głównie w świetle postaw ideowych, jakie prezentował zarówno wcześniej, jak i później, jest jednocześnie najmniej znanym i opisanym kawałkiem jego biografii. Ciekawą perspektywę ówczesnej postawy i poglądów Miłosza odsłania książka Czesław Miłosz „Zraz po wojnie – korespondencja z pisarzami 1945–1950” zbiór korespondencji, w których dzieli się ze swoimi adresatami spostrzeżeniami na temat kondycji ówczesnej kultury polskiej, ale również mentalności amerykańskiego społeczeństwa i osobistymi odczuciami żywota emigranta.
Znamienną dla miłoszowskiego dystansu postawę prezentuje w liście do Pawła Hertza z 10 stycznia 1947 r. W jednym z fragmentów pisze tak: "Z pewnym przestrachem obserwuję to, co dzieje się w literaturze polskiej, i zapytuję – czy nie ma na to żadnych środków zaradczych. Jest to przeważnie literatura nieprzetłumaczalna na obce języki, bo tak nacjonalistyczna, że właściwie jest folklorem jakiegoś szczepu." W innym fragmencie tego listu obserwujemy swoiste dopełnienie tej refleksji: "Ameryka przywróciła mi smak obserwacji zjawisk tego świata. Moją ambicją od dawna była pewna międzynarodowość umysłu, która zresztą chroniła mnie w czasie wojny. Co pocznie jednak to nieszczęsne młode pokolenie, wychowane w tradycji AK plus ta nowa porcja narodowego bełkotu? Uczyłbym ich o zwierzętach, o kwiatach, o gospodarce światowej, o Grecji, o Rzymie, o astronomii, o Tintoretto i o tysiącu rzeczy, tylko nie o Polsce jako pępku świata, bo z tego tylko uraz, męka i krew."
Teza postawiona przez Miłosza, jakoby polska literatura przez swój skrajny nacjonalizm stanowiła w kontekście przekazu coś zupełnie niedającego się przetłumaczyć na mentalność obcokrajowca, jest nawet dzisiaj, a być może dzisiaj w szczególności, zadziwiająco aktualna. Oczywiście jest to wynikiem konsekwencji, której zalążek wskazuje autor w tym samym liście. Pokolenie wychowane w tradycji AK konfrontowanej na co dzień z nową porcją narodowego bełkotu wychowało w tym duchu nowe pokolenie, a to zaś kolejne. W wyniku tego, na współczesnym etapie świadomościowym społeczeństwa, można odnieść wrażenie, iż największym dziedzictwem narodowym naszej ojczyzny ostatnich dwustu lat jest właśnie ta wyżej rzeczona uraza, męka i krew. Oczywiście z wielu względów jest to pewien bardzo naturalny stan rzeczy, powstały w wyniku logicznych konsekwencji poszczególnych realiów i zdarzeń historycznych. Nie zmienia to jednak faktu, że bardzo brakuje w tej świadomości perspektywy szerokiej, internacjonalnej, wyrastającej ponad narodowe doświadczenia i urazy. Może właśnie ta perspektywa, ambicji pewnej międzynarodowości umysłu, przyczyniła się do tych zachowań i postanowień Miłosza, które poprzez pryzmat narodowego absolutyzmu rozumiane są jako konformistyczne, mające w pogardzie narodowy etos Polaka Patrioty, podczas kiedy sam Miłosz nadawał mu tylko potrzebnego do właściwego funkcjonowania w ówczesnym świecie dystansu.
Dwa lata później w liście do Tadeusza Różewicza z 10 sierpnia 1949 r., daje wyraz swoistej frustracji emigracyjnej, nie dającej się bezpośrednio pogodzić z realiami USA lat 40. "Czuję się w tej Ameryce, jak się czułem któregoś lata przed wojną, kiedy odwiedziłem pewien majątek na Polesiu. Widok ludzi „cieszących się życiem” może być czasem równie dotkliwy jak widok ludzkiej męki. Chęć chwytania ludzi za gardło i potrząsania nimi, żeby te gomuły mięsa coś zrozumiały – nie jest chęcią, która może ułatwić życie." Warto zwrócić uwagę, że słowa te autor kieruje do poety, który trzy lata wcześniej w swoim słynnym wierszu „Ocalony” podał w wątpliwość możliwość tworzenia literatury po holokauście. Jeśli się miało dwadzieścia cztery lata i ocalało się prowadzonym na rzeź, największą w historii ludzkości, to łatwo było zrozumieć, że człowieka można zabić jak zwierzę i pozostać wobec tego praktycznie obojętnym. Wiedzieli to i Miłosz, i Różewicz, tak też ten opis swoistej nieumiejętności powrotu do normalnego życia dotyczy pewnego wspólnego obszaru doświadczeń, który był udziałem ich obu w podobnym stopniu, pomimo tego, że obecnie żyli w zupełnie innej politycznej rzeczywistości.
W tej perspektywie czymś niebywale istotnym staje się właśnie ten element wspólny – chęć normalnego życia, którym można by się cieszyć, chęć, która mimo swojej naturalnej jednorodności, realizowała się na zupełnie innym gruncie empirycznym. Jednocześnie być może był to właśnie swego rodzaju pomost, jaki Miłosz starał się przerzucić do Różewicza, szukając wspólnej płaszczyzny porozumienia.
Fragmenty tych listów budują zatem postać emigranta poszukującego, niespokojnego, któremu drogie są problemy jego kraju, przy zachowaniu całego krytycyzmu i dystansu do niego. Owy dystans i krytyka z pozycji współczesnego czytelnika nabierają, zwłaszcza w przypadku recepcji polskiej literatury, wymiaru wizjonerskiego, który swe początki bierze w głębokim zrozumieniu potrzeb człowieka w perspektywie codzienności, w jakiej funkcjonuje. Jak można rozumieć, główną siłą napędową była tutaj ta, podkreślana przez Miłosza, ambicja umysłu międzynarodowego.
Termin ten staje się jednocześnie spoiwem obu listów, pisanych na przestrzeni trzech lat, spoiwem, które miało charakter jednak o wiele szerszy, gdyż właśnie w czasach wyborów kontrowersyjnych, kiedy Miłosz miał dopuszczać się owej absolutyzowanej zdrady, pozwalało mu, trzymając jednocześnie bezpieczny, krytyczny dystans, poszukiwać nowych perspektyw i punktów widzenia, bez względu na ich polityczną wymowę dla którejkolwiek strony. Naturalną konsekwencją tego postępowania była prośba o azyl we Francji z roku 1951. A za kolejny dowód konsekwencji z jaką podążał wybraną sobie drogą, może służyć fragment – clou jednej z jego najsłynniejszych powieści „Zniewolony umysł”, odnoszący się do powodów dla jakich ludzie ulegali „nowej władzy”: "…poza zwyczajnym strachem, poza chęcią uchronienia się przed nędzą i fizycznym zniszczeniem działa pragnienie wewnętrznej harmonii i szczęścia." Tym sposobem podkreślił to, co tak wiele razy podkreślał wcześniej. Iż tak naprawdę ludzkie pragnienia, bez względu na to, gdzie się żyje, zawsze w najbardziej naturalny sposób podążają drogą prostej, szczęśliwej codzienności i dobrej myśli skierowanej w przyszłość.
Piotr Płochocki