Zauważyć ślad z przeszłości
(Zam: 04.10.2013 r., godz. 09.15)Czubajowizna jest niewielką miejscowością w gminie Poświętne. Panuje tu niezwykła atmosfera. W jednym miejscu spotkają się różni ludzie, różne pokolenia. W tradycyjnej scenerii wiejskiej chaty, starych zabytków i przyrody wyjątkowo upływa czas tym, którzy uczestniczą w działania stowarzyszenia „Wiatraki Kultury”. O tym, jak nie pozwolić się porwać pędowi życia i umieć się zatrzymać opowiada Leon Palesa – inicjator i prezes stowarzyszenia.
- Początki naszej działalności sięgają 1986 r., kiedy jako grupa zaangażowanych osób stworzyliśmy plenery malarskie w Czubajowiźnie. Moim zamysłem było zebranie kilku osób, które byłyby inicjatorami różnych działań społecznych.
Nie planowałem zakładać stowarzyszenia, nie mam natury biurokratycznej, jednak wymagania administracyjne doprowadziły do tego, że powołaliśmy organizację. Obecnie, przy niezliczonych wymaganiach administracyjno-biurowych zaczyna być odwrotnie – większość naszych wysiłków skupia się właśnie na wypełnianiu zaleceń, przestrzeganiu procedur. Działania organizacji pozarządowych oparte są dzisiaj przede wszystkim na biurokracji. Nas to w pewien sposób przydusza i odciąga od celów merytorycznych.
- Jaki jest główny cel działania stowarzyszenia?
- Najważniejszym celem istnienia stowarzyszenia jest ochrona dziedzictwa lokalnego. Plenery artystyczne są naszą formą wizytową, bo najdłużej trwają. Mnie zawsze ciągnęło do starych rzeczy, do historii, która zbyt szybko ucieka. Miałem zwyczaj zbierania różnych, ciekawych rzeczy. Po zachęcie wielu ludzi uznałem, że warto to zachowywać, ale świadomie, w pewnej formule, przyjmując określoną metodykę. Chciałem zatrzymać to, co nas otacza, a co tak szybko znika.
Istotą rzeczy i sensem dla mnie, co również bezpośrednio przekłada się na organizację są zbiory, ich zabezpieczenie i prezentacja. Mamy kilka tysięcy istotnych pozycji, kilkanaście z nich jest wpisanych do rejestru Mazowieckiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Kilkaset pozycji przekazałem do Ośrodka Dokumentacji Etnograficznej, który powstał z naszej inicjatywy w Wołominie przy Starostwie Powiatowym.
- W jaki sposób pozyskuje pan eksponaty?
- Kolekcjonowanie zaczęło się od własnego domu, jak się człowiek dobrze rozejrzy, to znajdzie coś ciekawego u siebie, później u sąsiadów, a z czasem ludzie nawet dalej mieszkający zaczęli sami przynosić. Mieliśmy na początku naszej działalności Galerię „Korozja i Kolor” przy Starostwie Powiatowym w Wołominie. Później to się zmieniło, zostaliśmy przeniesieni do tzw. Fabryczki, gdzie obecnie mieści się wspomniany już Ośrodek Dokumentacji Etnograficznej.
Stowarzyszenie jest naszą wizytówką, zorganizowaliśmy kilka projektów na szczeblu gminy, powiatu i Mazowsza. Realizowaliśmy także projekty z Lokalnej Grupy Działania „Równina Wołomińska”. Jeden z projektów dotyczył postaci Prota Lelewela, brata bardziej znanego Joachima Lelewela. Prot Lelewel działał na naszym terenie, miał majątek w Woli Cugowskiej. Zorganizowaliśmy sesję popularno-naukową w Liceum im. Nałkowskiego w Wołominie. Spotkała się ona z dużym zainteresowaniem. Na to wydarzenie przyjechali kuzyni Lelewela spod Krakowa. Jako stowarzyszenie planujemy też wydanie okolicznościowego folderu na temat Prota Lelewela i jego działalności pozostającej w cieniu dokonań brata. Dążymy też do postawienia pomnika, który przypominałby o tej ważnej dla naszego terenu postaci.
- Skąd czerpie pan inspiracje do działań?
- Całą działalność stowarzyszenia prowadzę w duchu pozytywizmu. Dlatego też chciałbym prezentować Prota Lelewela jako pozytywistę. Naszą dewizą działania jest odkrywanie ludzi, twórców lokalnych, którzy coś ważnego i ciekawego wnieśli dla kultury lokalnej lub nawet narodowej, jak Lelewel.
Jako stowarzyszenie zorganizowaliśmy 30 wystaw, wiele z nich cieszyło się ogromnym zainteresowaniem, jak np. „Bartnictwo i pszczelarstwo”. Przez ponad dziesięć lat miały miejsce poplenerowe wystawy malarskie. Również miłośnicy muzyki mieli okazje wysłuchać wielu wyjątkowych koncertów. Każdy może znaleźć tu coś dla siebie i chociaż na chwilę zatrzymać się i doznać twórczych przeżyć stanowiących podstawową wartość estetyczną.
Stowarzyszenie stara się o wynajęcie szkoły w Czubajowiźnie, która przestała funkcjonować w wyniku niżu demograficznego. Tam byłoby odpowiednie miejsce do prowadzonych przez nas działań, ale niestety na razie nie udało się nam pozyskać tego obiektu od gminy. Obecnie większość naszych działań odbywa się na terenie gospodarstwa, którego jestem właścicielem.
- Jak odbierane są państwa inicjatywy przez lokalne społeczeństwo?
- Wielokrotnie byłem pozytywnie zaskoczony indywidualnymi reakcjami wieku mieszkańców. Jest to miłe, gdy na wystawy przychodzi np. dziadek z wnuczkiem. Budzą się wówczas wspomnienia, sentyment, jest radość, że ktoś zauważył ślad z ich przeszłości. Zwykle przygotowujemy wystawę z myślą o osobach zainteresowanych, które zrozumieją temat.
Stowarzyszenie to miejsce spotkania wielu wyjątkowych osób, o nietypowych zainteresowaniach, zawodach, umiejętnościach. Większość pomysłów wychodzi ode mnie, ale są również w stowarzyszeniu osoby o indywidualnej osobowości, które również wychodzą z inicjatywą proponując np. własne wystawy malarskie. Czubajowizna to miejsce, do którego zjeżdżają artyści. Tu tworzą wśród przyrody i zabytków. Czubajowizna to również miejsce krzyżujących się i kształtujących poglądów i postaw społecznych. Ale przede wszystkim środowisko, gdzie powstają oryginalne dzieła sztuki inspirowane etnografią i krajobrazem kulturowym.
- To, co pan proponuje, wszelkie działania stowarzyszenia mogłyby uzupełniać wiedzę, jaką uczniowie pozyskują w szkole. Czy udało się panu wypracować pewien model współpracy z pobliskimi szkołami?
- Moim zamysłem była współpraca ze szkołami, nauczycielami, którzy mogliby przychodzić z grupami na proponowane przez nas zajęcia. Jest to jednak trudne. Utrzymuję stały kontakt z kilkorgiem nauczycieli, którzy od lat przyprowadzają swoje klasy. Na cykl spotkań z młodzieżą zaprosiłem malarza, który był uczniem prof. Maciąga. Te lekcje dawały wszystkim bardzo dużo. Były okazją do zrozumienia i poznania czegoś nowego, ale też odpoczynku.
Szkoda jednak, że nie udało się stworzyć stałego programu współpracy. Stowarzyszenie samo nie jest w stanie podołać organizacyjnie i finansowo takiemu zadaniu, ponieważ nie jest organizacją dochodową.
Zależy mi na współpracy z młodzieżą, dołączyła do nas grupa podczas pierwszych warsztatów ciesielskich, później przy projekcie pn. „Brogi i stogi jako ginący krajobraz”. Widzę, że angażują się w nasze projekty, uczą się, poznają metodykę pracy, która ma charakter etnograficzny.
- Co według pana było największym osiągnięciem na przestrzeni wielu lat działania stowarzyszenia?
- Niewątpliwie zgromadzenie zbiorów, możemy się poszczycić tak ważnymi eksponatami, jak lokomobila, seria motorów. Obecnie wykonuję remont motoru Perkun, których w Polsce jest zaledwie kilka. Oprócz zgromadzonych zbiorów, dużym sukcesem było odkrycie postaci Prota Lelewela. Ocalenie od zapomnienia postaci Lelewela, XIX-wiecznej postaci, jest przeciwwagą dla nowoczesności, amerykańskiego stylu, który wypełnia obecną rzeczywistość. Tą postacią buduję pewną opozycję, przywołuję pamięć XIX w. Chciałbym, aby było się do czego odwołać w budowaniu równowagi. Dzisiaj pędzi się ku nowoczesności, a ja chcę zostać z tyłu, aby się wyodrębnić. Wtedy mam czas na to, aby zobaczyć jaka jest moja tożsamość, osobowość, aby się sobie samemu przyjrzeć. Nie chcę uczestniczyć w „wyścigu szczurów”. Bardziej wolę czerpać z dziedzictwa, zastanawiać się, że to, co dzisiaj mamy od czegoś wcześniej wzięło swój początek.
- Takie podejście do życia nie jest dzisiaj powszechne. Skąd w panu taka tęsknota za przemijającymi wartościami, do zatrzymania się i nie uleganiu pędowi życia?
- Dokładnie nie wiem z czego, mój ojciec nie był kolekcjonerem. Miał naturę artysty, być może po tej linii poszły moje zainteresowania. Ojciec miał „smykałkę” do mechaniki i to na pewno po nim przejąłem, lubiłem wszystko badać, rozkładać na części. Moja pasja oparta jest na umiejętnościach, sam jestem z wykształcenia mechanikiem. Nie wystarczy mieć koncepcję, trzeba jeszcze umieć wykonać dobre dzieło. „Skutkiem ubocznym” mojego hobby jest filozofia. Gdy coś wykonywałem, jedni mówili, że należy zrobić to w określony sposób, ja natomiast zawsze widziałem, że jest jeszcze inna metoda. Wtedy zwykle dyskutowaliśmy, dlaczego warto zrobić inaczej – czy będzie to szybsza droga do celu, czy lepsza trwałość. Takie rozważania doprowadziły mnie do sięgnięcia po dzieła wielkich myślicieli począwszy od starożytności. To służyło zastanowieniu się nad życiem, refleksji dlaczego i po co tak pędzimy. A konsekwencją tych rozważań jest fakt, że ja postanowiłem się zatrzymać.
Danuta Laskowska