Ze sportem przez życie
(Zam: 07.07.2013 r., godz. 16.17)Sport, kultura, olimpizm, konkursy literacko-plastyczne i festiwale piosenki to podstawowa działalność Klubu 2012 i Olimpijczyka w Wyszkowie. W roku 1992 prezes Towarzystwa Olimpijczyków Polskich w Warszawie, znakomity szermierz Ryszard Pakulski powołał Andrzeja Rębowskiego, niezłomnego propagatora Igrzysk Nadwiślańskich w Warszawie, na prezesa wyszkowskiego Klubu.
O wartościach płynących ze sportu, idei olimpizmu, które wychowują i kształtują rozmawiam z Andrzejem Rębowskim.
- Moja przygoda rozpoczęła się bardzo dawno temu, można powiedzieć, że od wczesnego dzieciństwa, a wręcz od urodzenia. Mieszkałem w pięknej miejscowości Kornaciska koło Długosiodła we wspaniałej rodzinie, która bardzo interesowała się sportem. Odkąd jestem w stanie wrócić pamięcią, słyszę dźwięk włączonego radia, a w nim wiadomości sportowe. Nasza rodzina miała wyjątkowe zwyczaje, gdy przyjeżdżali goście z okazji różnych świąt rodzinnych, to tatuś z wujkiem urządzali zawody, w których wszyscy brali udział. Rzucali kulą, oszczepem – oczywiście domowej produkcji, czyli pędami z leszczyny. Gdy rozpocząłem naukę w szkole podstawowej, miałem bardzo dobrych nauczycieli wychowania fizycznego. Już wtedy były pierwsze starty w zawodach w Wyszkowie i pierwsze zwycięstwa. Następnie byłem uczniem Liceum Ogólnokształcącego w Wyszkowie. Wszystkim swoim nauczycielom serdecznie dziękuję, zaszczepili we mnie, niemal wskazali profesjonalny tryb życia sportowego.
Od kiedy zaczął pan regularne treningi?
- Po maturze poszedłem do Pomaturalnego Studium Melioracji Wodnej do Kluczborka. Tam rozpoczęła się moja prawdziwa, profesjonalna przygoda ze sportem i regularne treningi. Skakałem wzwyż, o tyczce i w trójskoku. Ostatecznie wybrałem skok wzwyż. Osiągałem bardzo dobre wyniki. Niestety przeniosłem się z Kluczborka. Dzisiaj z perspektywy czasu widzę, że chyba popełniłem życiowy błąd, a na pewno największy sportowy błąd – gdybym mógł cofnąć czas, to bym to zrobił. Miałem tam znakomitego trenera, byłem jego szczególnym zawodnikiem i powinienem tam zostać, do czego on mnie namawiał. A ja kupiłem Expres Wieczorny – dzisiaj już tej gazety nie ma na rynku – w którym był zamieszczony ranking najlepszych wyników w skoku wzwyż w Warszawie. Gdy porównałem to z moim wynikiem, wtedy miałem 205 cm, miałbym trzecie miejsce w Warszawie. W Polsce był to 6–7 wynik. Postanowiłem więc przejść do klubu w Warszawie, był to rok 1972. Mojemu trenerowi nie mogło się to podobać, ale jego wielki takt, osobowość, wspaniała mentalność pozwoliły zaakceptować moją decyzję o przeniesieniu się. Próbował wpłynąć na mój wybór, namawiał mnie, żebym został w klubie, ale ja tego nie posłuchałem i to był mój błąd.
Jak pan był traktowany w Kluczborku, a jak wyglądały treningi w dużym warszawskim klubie?
- W Kluczborku miałem indywidualny, osobisty trening, widziałem serce, szczególną opiekę nad zawodnikiem. W małym ośrodku, gdzie jest trener i zawodnik lub trener i kilku zawodników, trenerowi szczególnie zależy, gdyż są to wybrani zawodnicy, o których należy dbać, żeby ich nie zmarnować. W dużym klubie jest się jednym z wielu, może jest się lepszym, może gorszym – komuś się uda, będzie osiągał wyniki, choć tak naprawdę nie zawsze musi się udać.
Trenując w Legii, doznałem kontuzji, potem kolejnej. Trenerowi zależało na tym, abym wyleczył kontuzję, ale nie było to takie łatwe. Byłem jednym z wielu zawodników, więc wychodzono z założenia, że jeśli mnie się nie powiedzie kariera sportowca, to może kolejnemu zawodnikowi się uda. Zawsze miałem bardzo dobrych trenerów, później moimi trenerami byli także działacze sportowi, którzy pracowali w związkowych strukturach sportowych, dlatego musiałem być często sam i ćwiczyłem na przygotowanych planach. Zbyt sumiennie podchodziłem do wszystkiego co robiłem, starałem się na sto procent realizować treningi. Ale bez osobistej opieki trenerskiej nie mogło być dobrych wyników, nie miałem doświadczenia, zaczął się ciąg kolejnych kontuzji, które zmieniły moje losy sportowe. W latach 1972–1975 byłem w kadrze narodowej. W 1973 roku byłem w reprezentacji Polski w meczu z Francją z udziałem zawodników z USA. Przez blisko dwa lata byłem zawodnikiem Wisły Kraków. Zakończyłem karierę i poszedłem na studia na Akademię Wychowania Fizycznego w Krakowie. W 1980 roku przyszedłem jako nauczyciel wychowania fizycznego do Szkoły Podstawowej nr 1 w Wyszkowie, gdzie pracowałem aż do emerytury.
Czy pana zdaniem sport kształtuje charakter, czy raczej trzeba mieć charakter, żeby uprawiać sport?
- To bardzo trudne pytanie. Uważam, że sam sport bez opieki trenerskiej i wychowawczej – może nawet demoralizować. Jeśli nie będzie żadnej opieki nauczyciela, trenera, instruktora, rodzica – dzieci zagospodarują sobie same czas, będą grały np. w piłkę nożną. Ale jaką to ma wartość? – pokopią trochę, wyżyją się sportowo, rozładują emocje, niektórzy poprzeklinają, popalą papierosów, może nawet zdobędą nieco więcej sprawności fizycznej, ale na pewno ten rodzaj uprawiania sportu nie będzie wychowywać.
Trzeba rozróżnić sport wyczynowy od rekreacyjnego. Żeby być sportowcem wielkiego formatu, trzeba mieć charakter od samego urodzenia. Do uprawiania sportu trzeba mieć predyspozycje, talent szeroko pojmowany – fizyczny, psychiczny, społeczny, niezbędny do współpracy z ludźmi oraz chęć do pracy. Do sportu wyczynowego trzeba mieć talent wszechstronny, choć mówi się, że jest go tylko 7–10 proc. W innym przypadku będzie to bardzo dobry czeladnik, rzemieślnik, ale nigdy taki zawodnik mistrzem nie zostanie. Kiedy zawodnik trenuje i wszystko mu wychodzi, widzi opiekę trenerską, to wówczas na pewno to będzie dodatkowo kształtowało jego charakter. Wszyscy wiemy, że aby osiągnąć wynik trzeba być systematycznym, konsekwentnym i posiadać takie cechy osobowościowe, bez których na pewno nie zrobi wyniku nawet największy talent. Sport, zatem dodatkowo kształtuje – na fali postępu sportowego, dobrych wyników, rozbudzonych marzeń – wzmacnia się psychikę i charakter. Konkludując należy powiedzieć, że sport na pewno buduje charakter, ale i trzeba mieć charakter do uprawiania sportu.
Czy zatem poleciłby pan uprawianie sportu wszystkim?
- Najwspanialszą formą uprawiania sportu jest rekreacja fizyczna. Jest ona najzdrowsza pod kątem medycznym, biologicznym, fizjologicznym, bo wynika z przyjemności uprawiania danych ćwiczeń fizycznych. Rekreacja fizyczna też wiąże się z systematycznością, wymaga lepszej organizacji czasu w ciągu doby, co również rozwija charakter. Oczywiście z rekreacji fizycznej sportowcem się nie zostanie, ale to nie o to chodzi. Należy pamiętać, że po zakończeniu kariery zawodowej nie wszyscy sportowcy są zdrowi, głównie problemy dotyczą kończyn dolnych i kręgosłupa. Jednak o tym się głośno nie mówi, media zazwyczaj towarzyszą sportowcom w czasie ich startów, do momentu zakończenia kariery.
Perłą dla wszystkich ludzi, do czego szczególnie namawiam jest rekreacja fizyczna. Ja uprawiam ją nieustająco dużo chodząc po Wyszkowie.
Do uprawiania sportu rekreacyjnie zachęcałby pan wszystkich, czy dla kogoś nawet ta forma może stanowić zagrożenie?
- Przede wszystkim niebezpieczny pod kątem zdrowotnym może być sport wyczynowy, dlatego tak ważne są badania lekarskie już u dzieci, na początku treningów. Rekreacja fizyczna może być również niebezpieczna, zależy to od indywidualnego stanu zdrowia i w tym przypadku należy często konsultować się z lekarzem.
Jaką rolę odgrywają rodzice w procesie kształtowania i wychowywania sportowców, zwłaszcza tych młodszych?
- Do Polski dotarł trend, który jest bardzo powszechny na Zachodzie i w USA, że rodzice inwestują w dzieci. I bardzo dobrze, tylko, że czasami zdarza się tak, że rodzice mają ambicje zrobić z dziecka mistrza, ale dziecko nie jest uzdolnione. Duże nakłady finansowe i organizacyjne powodują, że dziecko idzie w trybach sportowych, nawet wyczynowych, ale nie odnosi wielkich sukcesów. Powstaje tu jednak poważny problem, że biedniejsi rodzice, którzy niejednokrotnie mają bardziej utalentowane dzieci, nie są w stanie zapewnić im takich warunków rozwoju. Jestem niemal pewny, że wielu znakomitych zawodników, łącznie z medalistami olimpijskimi, poprzez niedoskonałą strukturę szkoleniową gubimy po drodze. Moim zdaniem można byłoby w zupełnie nie inwestycyjny sposób, przy użyciu istniejącego systemu szkół, świetnych nauczycieli wychowania fizycznego wyselekcjonować tych uczniów, którzy są bardziej predysponowani do uprawiania sportu. Jeśli nauczyciel wychowania fizycznego zauważy, że ma uzdolnionego ucznia, którego rodziców nie stać jest na finansowanie jego kariery sportowej, to uważam, że w dalszym przebiegu kariery sportowej powinien pomóc samorząd, który finansowałby udział dziecka w dodatkowych zajęciach sportowych. To jest inwestycja, pomoc, wyciągnięcie ręki do dziecka, które dzięki temu ma szanse na rozwój.
Na co powinni zwracać uwagę rodzice dzieci, które uprawiają sport?
- Zadała pani kolejne ciekawe i bardzo trudne pytanie. Rodzice przede wszystkim powinni bardzo umiejętnie patrzeć na rozwój dziecka, nie za bardzo na początku rozbudzać ambicje i emocje z tym związane. Jeśli rodzic uczestniczy w procesie kształtowania zawodnika: finansuje, wozi na zawody, to często ma jakieś oczekiwania, które przenoszą się na dziecko. Dziecko próbuje się dostosować do rodziców, nie chce ich zawieść, ale to nie zawsze mu wychodzi. Należy bowiem pamiętać, że zdobycie sukcesów w sporcie jest bardzo trudne. Do obowiązków rodziców moim zdaniem należy zorganizowanie czasu dziecku, aby maksymalnie mogło realizować swoje predyspozycje fizyczne.
Jak oceniłby pan kondycję dzisiejszych dzieci, młodych osób?
- Ona jest coraz słabsza, ze smutkiem muszę to stwierdzić, że jest coraz słabsza. Wynika to głównie z faktu, że ludzie mają wokół siebie bardzo dużo, zbyt dużo oprzyrządowania technicznego: komputery, telewizory, telefony, tablety. Trzeba mieć dużo silnej woli, aby z tego umiejętnie można było korzystać. Trzeba więc kształtować silną wolę i umiejętność gospodarowania czasem. Najważniejszą cechą w życiu człowieka jest konsekwencja, systematyczność i właśnie umiejętność zagospodarowania czasu. W ciągu doby można zrobić bardzo dużo, starczy czasu na wszystko. Trzeba jedynie pracować nie etapami, zrywami, ale systematycznie i konsekwentnie. Te cechy są niezwykle istotne nie tylko w sporcie.
Jak pan ocenia ofertę sportową, która jest na naszym terenie?
- Sport jest bardzo medialny, szczególnie widzimy to w dzisiejszych czasach. Już małe dzieci śledzą wyczyny sportowców. Często ani rodzice ani dzieci nie patrzą na to, jaki jest poziom oferowanych zajęć, liczy się jedynie fakt, aby gdzieś być zapisanym i uczestniczyć w zajęciach. Gdy byłem nauczycielem wielokrotnie powtarzałem uczniom, że z żalem patrzę na ograniczoną ofertę, jaka jest w naszym rejonie. Nie da się tego porównać np. do zajęć proponowanych w Warszawie. W samej tylko Akademii Wychowania Fizycznego jest kilkanaście propozycji treningowych. Tam poszczególne sekcje prowadzą medaliści mistrzostw Europy, świata, a nawet igrzysk olimpijskich, którzy wiedzą wszystko o sporcie. W małych ośrodkach nie wszyscy znają się chociażby na łucznictwie, strzelectwie, gimnastyce artystycznej. Mało kto rozpoznaje takie predyspozycje. Wszyscy zwracają się w stronę sportów motorycznych i podstawowych gier zespołowych oraz lekkoatletyki, która jest królową sportu. To lekkoatletyka jest dawczynią cech motorycznych. Powinna być obowiązkowa i uprawiana od najmłodszych lat. Dobry sportowiec w grach zespołowych, jeśli nie jest szybki i wytrzymały, nigdy nie będzie znakomitym sportowcem, raz jeszcze powtarzam: nigdy nie będzie.
Biznes nakazuje szukania możliwości zarabiania nawet i w sporcie, dlatego także na naszym rynku są dodatkowe oferty zajęć sportowych, ale wszystko zależy od zaangażowania osób je prowadzących, jak również zaangażowania i zamożności rodziców.
A zatem potrzeba nam pasjonatów, którzy zadbają o młode sportowe talenty.
- Bez pasjonatów nic się nie zrobi, trzeba być zaangażowanym, wtedy otrzymujemy zupełnie inny wynik naszej pracy i starań.
Czym obecnie się pan zajmuje?
- Jestem formalnie na emeryturze, ale uważam, że na emeryturze będę wtedy, kiedy nic nie będę robił. Dzisiaj nadal jestem zaangażowany. Wychodzę z założenia, że dopóki Pan Bóg daje mi zdrowie, dopóki mogę – chcę zrealizować się do końca, robić wszystko maksymalnie i najlepiej, jak tylko mogę, oczywiście na ile pozwalają mi moje możliwości, zdolności, predyspozycje. Prowadzę więc teraz te same imprezy, które wymyśliłem wiele lat temu. Jestem osobą bardzo tradycyjną, konserwatywną, lubię stabilność. Gdy robię festiwale, turnieje, ceremonie olimpijskie, ogólnopolskie konkursy literacko-plastyczne o tematyce olimpijskiej – to zawsze są one do siebie bardzo podobne. Nie jest dla mnie przykładem telewizja, współczesny sposób przekazu, byleby tylko za wszelką cenę zdobyć czyjeś zainteresowanie. Ja mam do zaproponowania dzieciom, młodzieży i dorosłym zupełnie inne przesłanie, głównie oparte na wartościach i mojej wierze. Jestem nieco innej konstrukcji psychicznej, inaczej byłem wychowywany.
Wróćmy na chwilę do wydarzeń, propozycji, które realizował pan w Szkole Podstawowej nr 1 i nie tylko, czyli spotkań ze sportowcami, olimpijczykami, przybliżania dzieciom tych osobowości, które osiągnęły sukcesy. Skąd był ten pana pomysł na działalność?
- Mogę powiedzieć, że jest to główna moja działalność, piękna, ja to szczególnie czuję, chcę to robić, wiem, jak to zrobić i będę to robił, dopóki tylko będę mógł. Sam byłem sportowcem, miałem marzenia, choć nie do końca je zrealizowałem. Moim największym sukcesem był brązowy medal na mistrzostwach Polski seniorów w skoku wzwyż. Uczestniczyłem też w mitingu międzynarodowym w Pradze w 1974 r., gdzie spotkałem wielu wybitnych zawodników, rozmawiałem z nimi, przyglądałem się ich startom.
Gdy przyszedłem jako nauczyciel do szkoły w Wyszkowie zastanawiałem się co by tu zrobić, aby zaszczepić w uczniach chęć sięgania po sukcesy. Wtedy przyszedł mi do głowy pomysł, by zapraszać tych zawodników, którym wyszło w życiu, aby przedstawiać ich jako zwykłych ludzi, wcześniej uczniów, którzy również byli w szkole i nawet nie marzyli o tym, że będą wielkimi sportowcami. Te osoby miały talent, predyspozycje i w sporcie wszystko im wyszło. Ten, kto robi karierę międzynarodową musi mieć odpowiednie warunki. Spotkania z takimi osobami mają służyć przedstawieniu wartości, idei. To bardzo często jest wspaniała lekcja wychowawcza. Zaproszeni goście podczas spotkań wspominają swoich nauczycieli, szczególnie tych, którzy byli wymagający i w ten sposób najwięcej im przekazali. Niejeden sportowiec powtarzał, że w życiu trzeba być pokornym i szczerym wobec innych.
Ma pan w życiu jeszcze jedną pasję, jaką jest muzyka. Z tej pasji powstał Festiwal Piosenki Lat 60. i 70, który Wyszków może śledzić od wielu lat.
- Powinienem zacząć od tego, że nic bym w życiu nie zrobił, gdyby nie moja rodzina, która mnie niezwykle wspiera i pomaga mi. Jako tradycjonalista jestem zakochany w latach 60. i 70. ubiegłego wieku, kiedy sam byłem dzieckiem, miałem wspaniałe dzieciństwo, wspaniałych rodziców i kolegów. Festiwal Piosenki „Powróćmy do piękna w słowie i muzyce” stał się wydarzeniem ogólnokrajowym, biorą w nim udział młodzi wokaliści z bardzo odległych miejsc Polski. Cieszy się bardzo dużą popularnością, może to po części zasługa niepowtarzalnego jury, które od lat nam towarzyszy. Mam określone oczekiwania w stosunku do festiwalu, do stylu, w jakim on się odbywa. Staram się dbać o scenariusz i przebieg, aby festiwal był jak najbardziej zbliżony do stylu tamtych lat, do prowadzenia w stylu Lucjana Kydryńskiego. Lata 60. i 70. stwarzają szczególną atmosferę, a ja staram się to realizować z szacunkiem do wszystkich.
Powiedzieć też należy o Konkursie Literacko-Plastycznym o tematyce olimpijskiej, którego również jest pan organizatorem.
- Pierwszy konkurs odbył się 19 lat temu. Co roku dotyczy on nieco innego aspektu idei olimpijskiej w parametrach literackich i plastycznych. Jest to konkurs ogólnopolski skierowany do uczniów szkół podstawowych i gimnazjalnych. W tym roku był temat „Honor i fair play”, wymaga to od uczniów zdobycia wiedzy nt. olimpiad, zainteresowania się i sięgnięcia po różne materiały. W ten sposób szerzymy idee olimpijskie.
Te dwa wydarzenia są częścią dużej imprezy organizowanej w ramach programu Igrzyska Nadwiślańskie 2012.
- Tak, wszystko zaczyna się Ceremonią Olimpijską z udziałem mistrzów i medalistów, która w ostatnich latach odbywa się w Wyszkowskim Ośrodku Kultury „Hutnik”, później jest bieg na stadionie oraz Ogólnopolski Turniej Koszykówki..
Jest pan opoką, człowiekiem kierującym się w życiu pewnym kanonem, stylem, który jest niezmienny. Na tym buduje pan życie swoje i innych przez wiele lat. Gdy myślę o ludziach wartościowych, autorytetach, to nie wyobrażam sobie, aby ich podejście do życia, sposób myślenia zmieniał się w zależności od naleciałości i oczekiwań społecznych. To jest dla mnie potwierdzeniem, dającym pewność w życiu i poczucie bezpieczeństwa, że są osoby, które trzymają w ryzach ten świat.
- Dla mnie właśnie tradycja jest największą wartością. Na tym opieram swoje życie i moje działania. Czuję w sercu, w duszy, że to, co mam zrobić, muszę wcześniej pokochać. Turniej, spotkania z mistrzami, ceremonie olimpijskie wszystko to robię z sercem, przyjemnością, bo uważam, że jest to coś wspaniałego. We wszystko, co staram się robić wkładam maksimum zaangażowania, bo wtedy gdy coś nie wyjdzie, to nie mam sobie nic do zarzucenia, ponieważ chciałem jak najlepiej.
Danuta Laskowska