Akcja „obciach”
(Zam: 28.05.2013 r., godz. 08.10)Obciach w gwarze młodzieżowej oznacza żenadę, kompromitację, bezdenną głupotę ukazaną bezpośrednio, wystawioną na widok publiczny. Chodzi o to, że jeśli ktoś na przykład powie publicznie coś idiotycznego, nie daj Boże zrobi lub zachowa się niestosownie – to jest skompromitowany w rozmaitym sensie. Bo to co się stało, świadczy o danym uczestniku tzw. „akcji obciach”.
Nikt nie zwrócił uwagi na to, że filmy biograficzne, czyli tzw. „life cinema”, są bardzo uznaną formą kinematografii. I z licznych filmoznawczych badań, wykonanych na przestrzeni dziesiątek lat wynika, że kino biograficzne zawsze odnosi sukces. Człowieka jako widza interesuje drugi człowiek jako bohater. Po prostu tak jest i już.
Jak donoszą gazety, serial został zatem sprzedany do TVP za grosze, tylko po to, aby go wyświetlić „od niechcenia”, bo tamci nalegają i nie dają spokoju. I gadają w kółko, że przecież w kraju nad Wisłą, Bugiem, Odrą i Narwią widzowie chyba powinni poznać intrygujące losy piosenkarki zwanej na świecie Białym Aniołem. To niech mają ci widzowie. Ale i tak nie będzie ich to interesować.
Tymczasem zainteresowanie serialem przerosło oczekiwania. W piątkowy wieczór, przed telewizorami gromadziły się tłumy widzów. Nie mówiąc już o wpływach z reklam, które też ponoć przerosły wszelkie oczekiwania. Dlatego TVP poszło za ciosem i emituje teraz na miejscu zakończonego serialu „Anna German”, równie dobrą„Małą Moskwę”, która w pierwowzorze była filmem kinowym i miała swoją premierę parę lat temu.
I tu okazuje się, że Polacy spragnieni są po prostu kina. Normalnego. Dobrze zrobionego. Opowiadającego o człowieku. Nie zaś idiotyzmów, obciachowych telenowel, które pokazują jakieś nieprawdziwe sytuacje i ludzi przebranych za karykatury amerykańskiego bohatera społecznego, przechadzającego się jednak polskim chodnikiem. Tzw. amerykańskie stylizacje serialowe, jak np. sposób podkładania muzyki pod seriale o Leśnej Górze i różnych perypetiach innych lekarzy, mające upodobnić serial do popularnego „Doktora Hause’a”, są najogólniej mówiąc żenujące. Bo czasami angielski tekst piosenki, który leci w tle, a na jego brzmieniu odchodzi melancholijnie serialowy polski bohater, nie pasuje do sytuacji. Piosenka mówi na przykład o jedzeniu lunchu z przyjaciółmi, a scena odchodzenia polskiego bohatera dotyczy zawodu miłosnego, np. porzucenia. Czyli mamy modę od jakiegoś czasu na kabaretowe sytuacje, tylko że przedstawiane jako poważne dylematy moralne naszego społeczeństwa. Cóż.
Tadeusz Sobolewski, krytyk filmowy tak pisze w swojej książce pt: „Za duży blask. O kinie współczesnym”*:
„(…) Pesymiści ostrzegają: żyjemy w świecie pozornych wyborów, sterowanego, telewizyjnego odbioru, mechanicznych spektakli, przed którymi ostrzegał już Fellini (…). Zagrożeniem dla kultury nie jest rewolucyjna zmiana wzorców i zasad, ale ich rozpuszczenie w ogłupiającym szumie mediów (…)”.
Słowom tym wtóruje poeta Juliusz Słowacki, który grzmi zza grobu:
„Polsko, papugo narodów”.
„Akcją obciach” jest bowiem niedocenienie, pominięcie, zignorowanie rzeczy wielkich, ważnych, symbolicznych. Ignorancja i kabotynizm, np. w stosunku do postaci Anny German, Wioletty Villas, wielu polskich wybitnych inżynierów, którzy skończyli swoje kariery na wypasaniu owiec, to główne grzechy naszej kultury i nauki. Poprzez to niedocenienie, odrzucenie, wyśmianie naszych wieszczów przez nas samych zmniejsza się nasza ranga na świecie i w naszych sercach. I tu Bolesław Chrobry, jeden z moich ulubionych polskich królów, też załamuje ręce w zaświatach, mówiąc kabaretowo: „To po to ja tak walczyłem o ten diadem od Ottona III?”
Pozdrawiam wszystkich czytelników.
Daria Galant
*Tadeusz Sobolewski, „Za duży blask. O kinie współczesnym”. Wyd. Znak, Kraków 2004, s. 7.