Nasza rzeka Bug
(Zam: 28.03.2013 r., godz. 15.45)Nieuregulowana, a w wielu miejscach jeszcze dzika i kapryśna rzeka Bug, ze swoimi krajobrazami, przyrodą i historią jest niezwykła. Leżą tu dwa parki krajobrazowe, Podlaski Przełom Bugu i Nadbużański Park Krajobrazowy, oraz wiele rezerwatów przyrody. Brzegi są bardzo urozmaicone; czasem strome i urwiste z licznymi wydłubanymi otworami gniazd jaskółek brzegówek, a niekiedy łagodne i piaszczyste, dogodne na przystanek dla kajakarzy. Rzeka jest ulubionym łowiskiem dla wędkarzy.
Od wielu lat władze samorządowe i niektórzy aktywni mieszkańcy naszego, leżącego nad Bugiem grodu, czasem, raczej w chwili „dobrego humoru”, zastanawiają się, czy da się to położenie jakoś wykorzystać. Pomysły są różne, często dominuje w nich tęsknota za rzeką o kryształowo czystej wodzie, głębokiej, z pięknymi plażami, na których można się do woli wylegiwać. Części pomysłodawców widzi się wykorzystanie Bugu jako drogi dla masowego transportu. Widzą oni rzekę uregulowaną, pogłębioną, z wyprostowanymi zakolami i umocnionymi brzegami, którą płyną liczne barki wiozące „masowe towary”, a na przystani w Wyszkowie stoi statek oczekujący na licznych, zainteresowanych rejsem pasażerów. Przy okazji podnoszona jest konieczność pogłębienia rzeki i jej obwałowania, co rzekomo nie tylko zapobiegnie powodziom, ale też spowoduje szybszy spływ wody, która ciągle w przekonaniu wielu osób jest brudna i może stanowić siedlisko paskudnych choróbsk.
Wrócę jeszcze do tego, ale najpierw wyrażę swoją opinię dotyczącą stanu czystości rzeki.
Obserwując podmyte, rwane przez wodę brzegi, łatwo zauważyć wyróżniające się warstwy osadzanego przez ubiegłe wieki materiału. Widać, jak na dłoni, że Bug bardzo często, właściwie prawie zawsze, niósł zawiesinę zachowaną w postaci osadzającego się na brzegach mułu, czasem przesypaną cienką warstwą jaśniejszego piasku, więc nie mógł, żadną miarą, być rzeką o przezroczystej wodzie. Ja sam mogę to potwierdzić na podstawie swoich wspomnień i doświadczeń z dzieciństwa. Wraz z innymi chłopakami spędzałem wtedy nad rzeką bardzo dużo czasu, korzystając niemal do „rozpuszczenia” z jej walorów. Zaczerpniętą do wiaderka wodę z rzeki, w której mieliśmy zagotować na biwaku herbatę, trzeba było pozostawić na dłuższą chwilę, aż do osadzenia się na dnie całkiem sporej ilości zawiesiny. Po jej delikatnym zlaniu do innego naczynia, można było już swobodnie używać wody, bez żadnych konsekwencji dla zdrowia. Oczywiście bywa tak, że woda w Bugu nawet obecnie jest przezroczysta, a zdarza się to wtedy, gdy jej stan jest niewielki. Z pól, wyschniętymi do cna rowami, nic już wtedy nie spływa, a niewielki prąd nie rozmywa brzegów i nie przenosi z miejsca na miejsce materiału osadzonego w korycie.
Zwykle woda w Bugu nie jest ani czysta, ani przezroczysta i tak jest od wieków. Z taką oceną można się też spotkać, czytając relację z wyprawy łodzią Bugiem, znanego geografa, etnografa i historyka Zygmunta Glogera, która odbyła się w 1875 r.
Był okres w życiu rzeki, kiedy woda była rzeczywiście bardzo zanieczyszczona, ale nie było to wywołane przez tworzenie się zastoisk i brakiem wydobycia z niej „kruszywa”, jak marzy się niektórym „przedsiębiorcom”. Wywołała to działalność ludzi o, nazwałbym to, „bolszewickim” sposobie myślenia, zapatrzonych bez opamiętania w rozwój przemysłu i to bez oglądania się na jakiekolwiek szkody, zwłaszcza związane z przyrodą. I to tyle! Przyrodnicy wiedzą, że czystość wodzie mogą najlepiej zapewnić, oprócz porządnych, „nieoszukujących” oczyszczalni ścieków, naturalne procesy zachodzące właśnie w czasie swobodnego spływu wody. Od wielu lat woda w Bugu ulega takiemu samooczyszczeniu (o ile nie „dorzuci się” jej, rzekomo oczyszczonych ścieków, jak działo się to np. ostatniej zimy w Wyszkowie ze strugą wpływającą koło kościoła św. Idziego) i wzbogaca się jej życie biologiczne np.: pokazały się u nas białe czaple, częściej widuje się czarne bociany, zimorodki, nawet kormorany. Być może to efekt powstania Nadbużańskiego Parku Krajobrazowego. Woda rzeki natlenia się i oczyszcza przelewając się na przykosach, składając muł na mieliznach i w zastoinach za usypiskami piachu, szybko wykorzystywanych przez zarastające je rośliny. Wiosną w czasie przyboru użyźnia nadrzeczne łąki położone na ubogich piaskach zwanych „przepalczyskami”, zostawiając na nich muł i długie nici glonów, których woń miesza się z intensywniejszym zapachem szałwii i mięty.
Z wypiekami na twarzy słucha się o plażach wykorzystywanych dawniej w Wyszkowie przez mieszkańców i przyjezdnych. Jedna z nich była jeszcze do niedawna z pewnymi problemami „eksploatowana”, ale co się stało z innymi? Z jakiego powodu nie ma np. plaży wykorzystywanej drzewiej przez majętnych bywalców kasyna w pobliżu Rybienka Leśnego? Odpowiedź jest prosta – plaża zaginęła w wyniku prymitywnej regulacji rzeki przez ułożenie tzw. „opaski” wzdłuż głównego nurtu rzeki i odcięcia jej odnóg. Zamiast rozlewającej się swobodnie, tworzącej piaszczyste łachy rzeki, mamy zaniedbany, zarośnięty wikliną brzeg, przez który trudno nawet dostrzec wodę, a stawy powstałe przez oddzielenie od rzeki odnóg , powoli zarastają, dodatkowo zasypywane przez niechlujnych mieszkańców śmieciami... Rybienko Leśne w założeniu „osiedle-ogród”, właśnie przez niemądrą regulację pozbawiono dostępu do rzeki, a więc jednego z podstawowych walorów związanych z jego powstaniem i przewidywanym rozwojem.
Podobnie jest po „drugiej stronie” w okolicach Rybna, gdzie w dalszym ciągu, choć trochę mniej, zasypuje się (przeważnie śmieciami!) rzeczne odnogi m.in. zrobiono tak przy okazji renowacji pałacu Skarżyńskich (ciekawe, co by powiedzieli na to jego dawni właściciele i bywalcy!). Dlatego trzeba być szczególnie ostrożnym w zmianach dotyczących rzeki, nawet przy stosowaniu najnowszej techniki i najbardziej przemyślanych „inżynierskich” sposobów. Obecnie, według mnie, jedyną podstawą do tego rodzaju działalności mogą być wspólne decyzje, po włączeniu mającego być objętym szczególną ochroną terenu (docenioną w dyrektywach UE – Natura 2000), do Nadbużańskiego Parku Krajobrazowego, z jego dyrekcją. Jest to też konieczne, żeby skończyć z podejrzeniami o manipulacje, co do przeznaczenia działek i terenów leżących nad rzeką. Wiąże się to z przestrzeganiem planu zagospodarowania, który mam nadzieję, jest wreszcie opracowany i zatwierdzony.
Wypowiadając się co do głębokości, teraz za płytkiej dla niektórych rzeki, którzy ciągle podnoszą konieczność jej pogłębienia, trzeba zdawać sobie sprawę, że Bug zawsze charakteryzował się dużymi różnicami w poziomie wody. Tę jego zmienność, a zwłaszcza wypłycenie, znacznie zwiększyły nieumiejętne prace melioracyjno-regulacyjne wielu jego dopływów, powodujące zanik naturalnej retencji. Na samym terenie Wyszkowa zanikły, co najmniej dwa takie retencyjne ciągi. Jeden z nich zamurowano pod ulicą Strumykową i zasypano ładne stawy z nim związane, w wyniku, czego jest tylko, żenującym dla mieszkańców naszego miasta, ściekiem wpadającym do rzeki w okolicach wizytówki Wyszkowa – kościoła św. Idziego. Inny ciek wodny łączący niewielkie stawy płynął m.in. przez park miejski...
Zachwycanie się przez niektórych nowoczesnymi metodami pogłębiania, wydobycia, transportu i zimowiska dla kruszywa (ach ten techniczny bełkot!), które (z definicji) muszą być wydajne, żeby „to” było opłacalne, jest paranoidalne, jeśli jeszcze się twierdzi, że ma to służyć rekreacji i wypoczynkowi. Bardzo wątpię czy pogłębiarki, barki i holowniki oraz zniszczenie brzegu i usypywanie gór piachu będą zachęcały do spacerów, plażowania, kąpieli, pływania kajakami i żaglówkami, np. przyszłych gości dawnego pałacu Skarżyńskich lub stylowej restauracji „Baśniowej”. Tego nie da się w żaden sposób pogodzić. Może już lepiej trochę posprzątać i popatrzeć na stare sosny na „Choinkowskiej Górze”, których resztki należałoby objąć jakąś formą ochrony.
Brok to przykład, jak wykorzystać walory rzeki. Mieszkańcom tego miasta pewnie nawet do głowy nie przyjdzie jej rozkopywanie. Możemy się od nich sporo nauczyć. Zostawmy też budowę stanic wodnych wzdłuż rzeki przynajmniej do chwili, gdy do końca zrozumiemy jak, i w jakich miejscach należy to zrobić. A rzece zostawmy jej łachy, starorzecza, zakola i meandry.
Innym tematem mocno chyba futurystycznym są plany „wykopania” jezior na łęgach i w okolicach Rybna. W ten sposób rzeczywiście pewnie można by wzbogacić krajobraz i umożliwić nawet pewne, choć niezbyt istotne, stabilizowanie ilości wody w rzece. Tu, tak przy okazji, wspomnieć należy kopalnię piasku na Skuszewie, w wyniku działalności której, powstało ładne jeziorko, z czego można by się cieszyć, gdyby jej właściciel nie „regulował” brzegów nie jego rzeki za pomocą gruzu wraz ze zbrojeniem i śmieci, których pozbywa się również wyrzucając je wzdłuż drogi okalającej od strony rzeki powstałe jeziorko, niedbale przysypując je cienką warstwą piasku. Spacer tą drogą, może dostarczyć mieszanych wrażeń estetycznych. „Magazynowanie” wody w ten sposób, w przeciwieństwie do bezsensownej melioracji i pogłębiania rzeki dla szybszego spływu wody, może nieco przeciwdziałać grożącej nam podobno „hydrologicznej suszy”.
Pogłębienie rzeki do proponowanych przez niektórych dwóch metrów głębokości (jak ją mierzyć? – powyżej dotychczasowego dna, czy poniżej powierzchni wody – zmiennej przecież?) i osiągnięcie szerokości 60–80 m (jest to hurraoptymistyczne założenie – według mojej oceny szerokość rzeki osiągnie wtedy mniej niż 20–25 m) nie spowoduje żadnego rzeczywistego podwyższenie poziomu wody i nie umożliwi transportu przez cały rok – woda po prostu spłynie do tego kanału. Od pogłębienia wody nie przybędzie, bo nie jest to tor wodny na morzu, gdzie poziom wody jest stały. Woda w rzece spływa w ilości takiej, jaka jest jej wielkość w danym roku. Teraz po wiosennych roztopach i opadach w innych porach roku, spływa „dopływami” przekształconymi w większości w rowy – natychmiast. Poziom wody w Bugu podnosi się szybko, ale potem tej wody brakuje. Podniesienie poziomu wody w rzece takiej jak Bug „na dłużej” jest możliwe tylko przez różnego rodzaju retencję – naturalną lub w ostateczności zorganizowaną przez ludzi. I w tym tkwi problem.
Jeszcze krótko o transporcie masowych materiałów rzeką Bug. Może transport taki jest tani, ale trwa nieporównywalnie dłużej niż inne jego rodzaje. W dawnych wiekach taki transport dotyczył zboża i spławianego drewna i trwał tygodniami, a nawet miesiącami, no i odbywał się przeważnie wraz z wiosennym przyborem wody. Nieraz zamawiano msze i wznoszono gorące modły o taki przybór...
Może jeszcze, co do budowy potężnych (gotowych na powódź stulecia) wałów przeciwpowodziowych wzdłuż brzegów. Pomijając inne względy, np. niszczenie w dużym stopniu walorów przyrodniczych i krajobrazowych unikalnej Doliny Dolnego Bugu, koszt takiego obwałowania jest bardzo wysoki i trzeba porządnie się zastanowić czy taką decyzją nie dogadzamy osobom, które nierozsądnie, wykorzystując urzędniczą ignorancję, budują się masowo tuż przy wodzie, na terenach ewidentnie zalewowych, a potem wymuszają ochronę swego dobytku, kosztem innych podatników... Czy naprawdę nie ma miejsca z daleka od rzeki, w bezpiecznym miejscu, na których można się pobudować?
Nie warto i nie powinno się ścinać zdrowych drzew (podobno „zbędnych”) w parku im. Karola Ferdynanda Wazy i podobnie, z wielką ostrożnością i szacunkiem dla przyrody, należy odnieść się do rzeki, której walory należy jak najdłużej zachować, by można było z nich korzystać w przyszłości i – jak robi to wójt nadbużańskiej gminy Mielnik – chwalić się Bugiem przed zachodnimi sąsiadami, którzy przeprowadzili radykalną regulację swych rzek, a teraz bardzo tego żałując, próbują za ciężkie pieniądze przywrócić choć namiastkę dawnego stanu...
Jurek Sitek